wtorek, 22 stycznia 2013

5. ...Sam...

Pustkowie... Cholerna pustka rozciągająca się dookoła mnie gdzie tylko nie sięgnąć wzrokiem.
Stałem pośrodku tej ogromnej przestrzeni sam, zastanawiając się, skąd i po co się tu znalazłem.
Wziąłem głęboki wdech.
Zadziwiająco zimne powietrze wypełniło mi płuca. Dziwne.. Wydawało się, że jest tu wręcz parno.
Miejsce to nie przypominało niczego, co dane mi było do tej pory oglądać.
Było strasznie.
Przestrzeń nade mną nie była niebem, lecz ogromną, czarną dziurą, która zdawała się chcieć pochłonąć wszystko, co była w stanie dosięgnąć. Ziemia miała szary kolor, odcień śmierci. Tam, gdzie znajdował się horyzont, rozciągała się gęsta, nieprzenikniona mgła, która zdawała się skrywać wiele przerażających i nigdy nieodkrytych tajemnic.

Krajobraz zaczynał się zmieniać.
Z jałowej ziemi wznosiły się tumany kurzu, przesłaniające jeszcze bardziej widok. Pojawiały się pierwsze podmuchy wiatru, które lekko muskały moja skórę. Mimo tego przyjemnego uczucia wiedziałem, że to jeszcze nie koniec... To dopiero początek.
Z upływem czasu wiatr wzmagał się. Z sekundy na sekundę robiło się coraz ciemniej.
Kiedy burzowe chmury całkowicie zasnuły przestrzeń dookoła mnie, 'burza' -o ile można to tak nazwać- rozpoczęła swój przerażający koncert. Błyski piorunów z trudem przedzierały się przez gęstą, przypominającą teraz dym mgłę, lecz mimo to, że nie widziałem momentu, w którym spotykały się z ziemią, za każdym razem, gdy usłyszałem charakterystyczny grzmot, moje ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze.
Po chwili zaczęło padać.
Drobne krople deszczu z coraz większą zawziętością spadały na moje ciało, by zatopić się moich rozczochranych włosach bądź ubraniu.
Przymknąłem powieki i rozłożyłem ręce poddając się kojącemu działaniu wodnych strumieni. Czułem jak krople spokojnie spływają po mojej twarzy zostawiając po sobie nikłe ślady.
Coś jednak przerwało tą cudowna chwilę wśród tego piekielnego koszmaru. Oprócz grzmotów piorunów było słychać coś jeszcze...

Przy silniejszym niż zwykle uderzeniu błyskawicy gwałtownie otworzyłem oczy.
Przestrzeń wokół mnie zaczęła wirować, jakbym znalazł się na rozpędzonej do granic możliwości karuzeli. Wszystko zdawało się zlewać w niewyraźne obrazy tak, by jeszcze bardziej mnie zdezorientować. Nagle ni stąd ni zowąd nastała cisza... Nie było słychać zupełnie nic, nawet moje przyspieszonego bardziej niż zwykle oddechu. Głośne grzmoty stały się oddalonymi o tysiące kilometrów nikłymi rozbłyskami światła. Wiatr zniknął zupełnie. Jakbym znalazł się w szklanej, odciętej zupełnie od świata kuli. Krople deszczu w spowolnionym tempie spadały na ziemię, rozbryzgując się na miliony drobnych cząsteczek... Jedyną rzeczą, która pozostała niezmienna była rozciągająca się nade mną czarna dziura, która niczym fatum ciągle zdawała się obserwować każdy mój ruch.
Wtem pośród otaczającego mnie mroku i chaosu dostrzegłem dwa nie większe od ziaren piasku światełka. Wyglądały jak małe świetliki, które zgubiły się podczas tej zamieci. Było w nich jednak coś niepokojącego.
Zdawały się zbliżać w moją stronę.
Położone w idealnej odległości od siebie. Nie blednące pomimo chmur. Nieubłaganie brnące do znanego tylko samym sobie celu. Im bliżej się znajdowały, tym bardziej przyspieszały, a wśród zawisłej ciszy dało się słyszeć niewyraźny szum, a może szelest... To tak znajomy dźwięk... Jakże mi bliski, choć nie mam pojęcia skąd go znam... Gdybym tylko sobie przypomniał co to jest....
W pewnym momencie uświadomiłem sobie przerażającą prawdę i jak sparaliżowany wpatrywałem się w zbliżający się w moim kierunku obiekt. Kiedy już znalazł się w wystarczającej odległości, poczułem się jakbym popatrzył śmierci prosto w oczy... Zesztywniały ze strachu nie mogłem w ogóle się poruszyć, a czym bardziej uciekać. Jedyne co mi pozostało, to czekać na to, co nieuniknione.
Nie kazano na to długo czekać, gdyż po chwili czarna mazda (.. Skąd znałem markę tego samochodu? …) wpadła we mnie z ogromną prędkością, przerzucając przy tym przez swoją połyskującą maskę. Ogromny ból, jaki wtedy poczułem był po prostu nie do opisania.
Zwijałem się w cierpieniu na ziemi, wołając o pomoc. Ale tu nikogo nie było... Żadnego odzewu... Tylko ja pośród mroku... Sam...
Lecz to w końcu zaczynało mijać. Nie czułem już nóg. Przestał mnie obchodzić ból. Już nikogo nie wołałem, gdyż zdałem sobie sprawę, że i tak nikt nie przyjdzie. Nie zasłużyłem na to.
Kałuża krwi, w której leżałem przestała się już tak gwałtownie powiększać, a mi już było obojętne, co stanie się dalej. Wpatrywałem się tępo w rozciągającą się nade mną czarną otchłań..
Wzywała mnie do siebie. Czekała, aż zniknie ostatnia iskra nadziei, która dogasała powoli gdzieś głęboko wewnątrz mnie.
A potem wszystko zaczęło znikać.
Jedyne co pozostało to mrok, ciemność dookoła mnie.
Ciemność, w którą brnąłem chcąc się w niej zupełnie zatracić....

Nie wiem, czy to dalej był sen, czy nie.
Mój powolny i uciążliwy puls, zachęcił do poruszania się w tym rytmie cały świat.
Starałem się podnieść głowę, lecz była ona za ciężka, by mi się to udało.
Na wpół we śnie, na wpół na jawie słyszałem ciche skrobanie szkła, a potem szybko przesuwający się niewielki cień.
Ohh... to boli... Czemu wszystko tak wiruje?... Zaczynam się dusić.... Pomocy... 

.................................................
Yyy... także ten... Wg mnie... zresztą wiecie, jak ostatnio oceniałam swoje rdz, więc domyślicie się i teraz co mam do napisania ;) 
Ja wole unikać takich wypowiedzi, gdyż po nich musiałabym pisać zawsze: Dreamer nie bij!
Dlatego posta zostawiam do oceny Wam ;)
To chyba kończymy z tym dodawaniem rdz w niedziele, co? Chyba, że dalej tak chcecie, a ten rdz bd wyjątkiem :)
Obawiam się, że po następnym rdz będę zmuszona zawiesić bloga... Ale to dla Was raczej dobra wiadomość ;p
Czekam na Wasze opinie w komentarzach i zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie ;*
Wasza Sierr ;***



niedziela, 13 stycznia 2013

4. ...Czas...

Podczas czytania polecam słuchanie utworu:  Ross Copperman - Holding On And Letting Go
Ta piosenka jest piękna i można powiedzieć tworzy pewien klimat, choć nie wiem czy pasuje on do tego co przeczytacie xd
*********************************

Czas mija szybko, godziny zamieniają się w minuty, te natomiast w sekundy. Lata mijają niczym dni, a ludzie potrafią tylko narzekać jak to narzekać jak to wszystko wymyka się im z rąk, że nie mają na nic czasu. No cóż, pewnie to prawda, choć leżąc tu w tym szpitalnym łóżku cały świat wydaje się być zupełnie inny... Wszystko dzieje się jak w zwolnionym tempie. A przecież to miejsce jak każde inne... Nie licząc paru szczegółów. W każdym razie jak gdziekolwiek indziej było łatwo...
Czas do zmierzchu minął spokojnie. Nie odczuwałem zbytniego zmęczenia, ani czegokolwiek co zachęcałoby mnie do odpoczynku.. zamknięcia powiek.. zaśnięcia.
Noc, choć ciągnęła się niezliczonymi godzinami spędzonymi na wpatrywaniu się w ściany i liczeniu płytek, którymi wyłożona była podłoga także minęła bez rewelacji.
I tak nastał poranek, dzień drugi jakby to ujął Bóg. Lecz w sytuacji, w której się znalazłem powoli zacząłem wątpić w Jego nieskończone miłosierdzie..
Wnioskując z tego, co udało mi się dostrzec z zegara wiszącego na przeciwległej ścianie pokoju, była godzina 10. Z korytarza dochodziły odgłosy kroków i zgiełk przyciszonych rozmów. Jakieś półgodziny później do sali, w której leżałem weszła pielęgniarka. Popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się blado i rozpoczęła wykonywanie swoich codziennych obowiązków. Oznaczało to, że nie było widać po mnie żadnych oznak nieprzespanej nocy. Kiedy ona krzątała się po pomieszczeniu, zacząłem przyglądać się tacy z lekami, którą przyniosła ze sobą. Ampułki różnej wielkości, wypełnione różnokolorowymi tabletkami... Ciekawe, czy było wśród nich coś, co pomogłoby mi nie spać. Niestety nie miałem pojęcia o lekach... Poza tym, choć półka, na której leżała taca była na wyciągnięcie ręki, to czułem, że jestem zbyt słaby by po nią sięgnąć.

Nastała noc. Było coraz gorzej. Zmęczenie dawało mi się we znaki, ale nie było jeszcze tak strasznie tragicznie. Poza tym nie zamierzałem łamać swojego postanowienia.
Po raz 124 przeleciałem wzrokiem po sali. Pewnie nie uwierzycie, ale nic się nie zmieniło od momentu, kiedy rozglądnąłem się po niej 123 raz. Moją uwagę przyciągnęła szpitalna zasłona. Nie była ona uszyta z grubego materiału, dlatego prześwitywały przez nią światła samochodów przejeżdżających po pobliskiej -sądząc po hałasie dość ruchliwej- drodze. Odbicia reflektorów raz po raz bez pośpiechu przesuwały się po powierzchni tkaniny przybierając różne barwy i kształty, często ukazując cienie koron drzew przybranych w drobne liście wrażliwe na każdy powiew wiatru. To niesamowite, że takie niby nic nie znaczące akcenty pojawiające się w naszym życiu potrafią być tak niezwykłe. A przecież na pozór nic nie znaczą...
Tak minął mój czas aż do końca nocy. Z ulgą powitałem słońce zaglądające przez zasłony do ponurej sali.. To dziwne uczucie, ale tak naprawdę mogłem to miejsce nazwać moim 'domem'. Takk, okropne ale prawdziwe, nie znałem teraz żadnego innego miejsca.. Sprawiło mi to ogromny ból, bo teraz byłem nikim. Bo jak można nazwać człowieka bez niczego? Który zna tylko własne imię, nikogo poza tym? ...Jestem poturbowanym, chorym na umyśle człowiekiem leżącym w szpitalu i obrażonym na cały świat za to, co go spotkało... Tak wiem, to idiotyczne nad czym teraz się zastanawiam.. Jest chyba ze mną gorzej niż sądziłem...
Tak samo jak poprzedniego dnia, o tej samej godzinie odwiedziła mnie pielęgniarka. Jednak tym razem nie przeszła koło mnie tak obojętnie, jak wczoraj. Ostrożnie odstawiła tace na stolik i przyjrzała mi się uważnie mrużąc przy tym oczy.
-Dobrze się pan czuje? Wszystko w porządku? - zapytała odruchowo
Oczywiście, czego się pewnie spodziewała nie otrzymała żadnej odpowiedzi. Jedynie popatrzyłem na nią lekko znużonym wzrokiem i w duchu modliłem się, żeby wyszła. Żeby niczego się nie domyśliła. Na szczęście moje prośby spełniły się. Po stosunkowo niedługiej chwili już nie było jej w pomieszczeniu. A ja znowu zostałem sam...

Jeżeli sądziłem, że poprzednie noce były ciężkie, to byłem w ogromnym błędzie. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero podczas trzeciej nocy bez snu. To, co teraz odczuwałem nie da się po prostu opisać słowami... Miałem wrażenie, że czuje każdą nawet najdrobniejszą żyłkę znajdującą się w mojej głowie, która pulsowała w równym tempie, podobnym do tego, w którym bije moje serce. Czułem się fatalnie. Słyszałem każdy nawet najmniejszy szelest liści na zewnątrz budynku. Szelest ten przeradzał się w niespokojny szum, który zdawał się być dla mnie istnym huraganem. Choć nie widziałem nieba, byłem pewien, ze ta noc nie należała do gwieździstych i pięknych. Po chwili usłyszałem rozbijające się o okno i parapet kro[le deszczu. Zdawały się one być raczej ciężkimi kamieniami,które robiły wszystko by rozbić szybę i zrobić to jak najgłośniej... Nie miałem już sił. To wszystko mnie przerastało.
Okropne zmęczenie połączone ze wściekłością a zarazem bezradnością – to uczucia, które mi towarzyszyły. Chciałem rzucić się na kolana, wybiec z ej cholernej sali i uciec jak najdalej stąd...
Właśnie, chciałem. Jednak chcieć, a móc to jak już wiadomo dwie zupełnie inne rzeczy. Nie mogłem ruszyć nogą a co dopiero biec... Muszę w końcu wziąć się w garść i przestać się nad sobą użalać...
Przełknąłem ślinę. Tak strasznie chciało mi się pić... Lecz upragniona szklanka z wodą leżąca tuż obok łóżka była dla mnie nieosiągalnym celem. Cóż za ironia losu... na świecie teraz pewnie miliony osób leżą w łóżkach, na kanapach w salonie oglądając telewizję i patrzą na ten w sumie niewiele znaczący przedmiot pragnąc go, a jednocześnie wiedząc, że nie chce im się go brać i że tego nie zrobią... Hah.. a co mają powiedzieć ludzie, którzy za wszelką cenę chcieliby po niego wstać, a nie mogą? Ciekawe czy ja też zaliczałem się do tych pierwszych. Czy jak większość z nich nie szanowałem tego co miałem i co mogłem zrobić. Bardzo wielu rzeczy na temat mojej osoby byłem ciekaw...

Czas, czas. Jedno słowo mające tyle znaczeń. Dla jednych jest ono oznaką szczęścia, początku, dla innych cierpienia, żalu, tęsknoty i końca. W każdym razie boleśnie czy też i nie przypomina nam o swoim istnieniu. O tym, że nie da się go zatrzymać bądź cofnąć.
Wskazówki zegara systematycznie, w równym tempie przesuwały się po okrągłej tarczy. Każde tyknięcie odbierane było przez moją podświadomość jak uderzenie bata wymierzona prosto we mnie i zdawało się zostawiać w mojej świadomości niewidzialne, a bolesne ślady. Każde z tych drobnych tyknięć krążyło echem w mojej głowie tworząc zamęt, nad którym nie potrafiłem zapanować. Pocieszałem się myślą, że ta noc niedługo dobiegnie końca, ale to nie pomagało. Bo jak mam cieszyć się z kolejnego dnia, jeśli nastąpi po nim kolejny mrok? Jeśli będzie coraz gorzej?...

Leżałem tak i leżałem... Byłem bardzo ciekaw która już godzina, bo w pomieszczeniu było jasno, jednak kiedy spojrzałem na zegar, ponownie widziałem tylko szarą zamazaną plamę.
Po jakimś czasie usłyszałem, że otwierają się drzwi. Weszła przez nie ta sama dziewczyna co zawsze i nie zwracając na mnie uwagi zajęła się swoimi obowiązkami. Kiedy brała jeden z leków znajdujących się na tacce, którą trzymała w rękach, przez przypadek strąciła z szafki szklankę, która zleciała na podłogę rozbijając się o nią z hukiem.
Jęknąłem cicho, nie mogąc znieść odgłosu rozbijanego szkła, który dudnił w mojej głowie.
Ten jeden jedyny dźwięk wydany przeze mnie sprawił, że zwróciłem na siebie wzrok pielęgniarki.
To co zobaczyła musiało ją przerazić, ponieważ w ślad szklanki wszystko co trzymała w ręce znalazło się pod łóżkiem, a dziewczyna zakryła usta dłońmi patrząc na mnie z niedowierzaniem i strachem w oczach. Szybko wybiegła z sali.
Przewróciłem głowę na bok, a moje oczy natrafiły na znajdującą się na podłodze tacę. Widać w niej było chłopaka z podkrążonymi do granic możliwości oczami, bladego ze spierzchniętymi ustami. To byłem ja... To moje odbicie.
Po chwili drzwi od sali znowu się otworzyły. Tym razem przeszły przez nie dwie osoby. Wyglądały na dość zdenerwowane.
-O mój Boże – powiedziała jedna z nich o blond włosach... ja ją kojarzę... A! To była ta cała dr. Hearn...
-Już wczoraj nie wyglądał normalnie, ale myślałam, że to tylko chwilowe... - tłumaczyła się druga
-Trzeba mnie było o tym powiadomić! To co się z nim teraz dzieje nie jest normalne... Jak mogłaś to przeoczyć?! - prawie krzyczała
Tamta stała w milczeniu i nie odpowiedziała.
-Co ty kombinujesz Nath … - mruczała pod nosem lekarka – Musimy dać mu jakieś tabletki nasenne, inaczej się wykończy – dodała
Nie! Nie mogła mi tego zrobić!
Zacisnąłem dłonie na kołdrze. Błagam nie rób mi tego – mówiły moje oczy. Ale była nieugięta.
Sięgnęła do swojej kieszeni po strzykawkę, przygotowując się do wbicia jej w moją żyłę.
-Wiem, że to nie jest dla ciebie miłe, ale nie mam innego wyboru – szepnęła tak, bym tylko ja to usłyszał i w tym samym momencie poczułem przedzierającą się przez moją skórę igłę.
Ciepły płyn rozlewał się w moich żyłach, uspokajając mnie, a moje powieki wraz z dawka dostarczaną do mojego organizmu stawały się coraz cięższe... Mrok przed oczami gęstniał, a ja brnąłem w niego nie mogąc nic zrobić.
Tylko nie to... Zaczyna się …. znowu.


..................................................................................................
Oto nowy, nudny do potęgi rdz! xd
Jeśli mam być szczera, to jeszcze chyba nic tak bezsensownego nie czytałam xd
Nie za długi? xP
Mam nadzieję, że choć piosenka się Wam podoba :)
Chciałabym z całego serca podziękować Wam za ponad 30 obserwatorów i ponad 2 tys. wyświetleń  bloga, nie spodziewałam się :O
Nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy...
Rdz ten dedykuję wszystkim, którzy zostawili komentarz pod ostatnim postem, choć nie wiem czy powinnam Was tak karać ;d
Chyba już wszyscy domyślają się, co będzie częścią następnego rdz ;P
Postaram się dodać go jak najszybciej, ale nie wiem co mi z tego wyjdzie ;)
Zachęcam do wzięcia udziału w ankiecie oraz do oceniania i komentowania ;*
Wasza Sierr ;***

P.S. Jeśli macie jakieś uwagi do tego bloga i pomysły jak go zmienić piszcie w komach ;)
P.S.2. W tym tygodniu usunę mojego bloga 'Our love would be forever...' i nie będzie można juz czytać rdz, które na nim były. Przepraszam Was jeszcze raz, że nie udało mi się go dokończyć... czyli zostaną mi  2 opo... Podobno do 3 razy sztuka :) Przyszłość pokaże ;)

Happy SykesSunday :D

AA! TW wygrali PCA! Jestem tak szczęśliwa ^^ Zasłużyli na ta nagrodę :)


 A na koniec Najf :D